W drodze po czajniczek. Marrakesz. Maroko.
Ale nie jest to takie proste – a to zbyt nowy (chciałbym taki używany, z tradycjami), a to zbyt zniszczony, a to zbyt drogi. Uff – ciężka sprawa. Ale – w końcu gdzieś w jakimś zaułku – jest! Cena mi odpowiada, ale trzeba się potargować :-). My podajemy swoją cenę, Pan swoją – i tak ze trzy razy. W końcu podajemy sobie dłonie, interes ubity :-). A oto i mój czajniczek:Tradycyjny marokański czajniczek do parzenia herbaty.
Bez dirhamów (podobno nie wolno wywozić ich z Maroka), ale z czajniczkiem pod pachą wracamy do hotelu. Teraz już tylko dopinamy bagaże i czekamy na transport.W drodze z Maroka do Polski.
ale najpierw były chmury, a potem dość szybko słońce zaszło i pozostałą podróż w zasadzie przedrzemałem :-). Jednak zmęczenie tak intensywną wyprawą było dość duże. Po powrocie pozostał mi do zrobienia ostatni obowiązek, tj. dokończenie tego dziennika podróży. W porównaniu do poprzednich wypraw, ten dziennik zawiera dużo zdjęć panoramicznych. No bo jak inaczej sfotografować góry? A to z kolei spowodowało potrzebę obróbki zdjęć, stąd i m.in. opóźnienia we wstawianiu zdjęć na bieżąco. Ale – choć z opóźnieniem – jest :-). Dziękuję wszystkim uczestnikom wyprawy za wspólnie spędzony czas, mam nadzieję że Wasze odczucia są podobne do moich, tzn. warto było! Dziękuję również firmom, które brały udział w organizacji tej wyprawy (szczególnie Pani Paulinie za cierpliwość w odpowiadaniu na moje pytania). Mi się bardzo podobało :-). Zapraszam też już teraz do śledzenia kolejnych naszych zmagań – tym razem w Indiach i Nepalu :-).Stefan Nawrocki
Komentarze: skomentuj tę stronę |